Welcome:

Domini Canes

Hipster..

 

Life is about the people you meet..

Chapter one
INTRO..

Niewytańczony wybrzmi bal, bo za jedną siną dalą – druga dal.
Nieuleczony uśnie ból; za pikowym czarnym królem – drugi król..

Kiedy ktoś mówi, że nie ma wyboru, to nie mówi prawdy, bo to znaczy tylko jedno – on już wszystko wybrał.  I w ogóle, absolutnie wszystko w tym życiu jest bardzo proste, jeśli ktoś tego nie wiedział..
Znałem faceta o przezwisku Wintya. No jak znałem – był starszym bratem mojego przyjaciela o przezwisku Łysy. Wtedy spędzaliśmy swój czas w miłym lwowskim podwórku, jakie miało nazwę „Generalsza”. Łysy był jednym z nas.
Było lato, stałem na rogu ulic majakowskiego i Franka naprzeciw wejścia do sklepu o radzieckiej nazwie “Gastronom”. Znikąd pojawił się Wintya i po kilku banalnych frazach, weszliśmy do środka sklepu, a po chwili wyszliśmy stąd z butelkę port wine „777”. Następnie ruszyliśmy w stronę ulicy Zelenoji – do ruin budowli starej łaźni, która znajdowała się w sadu Akademii Weterynaryjnej. Ale nie doszliśmy. Skręciliśmy w zaciszne podwórko kościoła St. Ursuly – na rogu ulic Zelena/Palija. Jakie rezony? Do sadu było jeszcze nie blisko, a gliniarze nigdy by się nie domyślili szukać kogoś, kto łamie reżim radziecki, tutaj – na podwórku kościoła, przystosowanego komunistami na skład płyt gramofonowych.
Rozumiejąc to, usiedliśmy cicho w cieniu kasztana tuż na bruku. Siedzieliśmy, leniwie opowiadając bajki o niesamowitych doświadczeniach życiowych. Każdy o swoim. Miałem może siedemnaście lat, on był trochę starszy – i chyba uwierzyliśmy, że mamy tak dużo tego doświadczenia, że niegrzecznie byłoby się nim nie podzielić.
Wtedy modni ludzie, a my byliśmy właśnie tacy, porto wine pili prosto z butelki. Młodszy zawsze pił pierwszy – takie były zasady w underground-społeczeństwie.
Pomimo tego, że byłem młodszy, już bardzo dobrze umiałem z łatwością wypić połowę butelki jednym haustem. Można było to obserwować przez wielką suwmiarką radziecką.
Jeśli chodzi o Wintyę, to ten proces u niego składał się z trzech etapów.
Aby ogłosić nazwę całego procesu, przyjmował postawę „pomnika lenina” i wykrzykiwał głupim głosem: „epopeja filmowa”. Następnie ogłaszał etap pierwszy o nazwie „Intro”. Z lekkim machnięciem ręki w bok odlatało kilka kropel – “dla tych, którzy odeszli”. Dalej ogłaszał etap „Content” – w tej chwili on kręcił butelkę w ręce i wino nabierało siły odśrodkowej.
A potem, kopiując gliniarza z posterunku milicji na ul. Martowycza, Wintia ogłaszał jego głosem: „Część pierwsza – patetyczna”. Potem odchylał głowę do tyłu, grdyka przesuwała się w dół i połowa 0,75 po prostu płynęła mu do gardła. Po tym grdyka wracała na miejsce, a Wintya już normalnym głosem mówił: „Happy end”.
Dlaczego naśladował tego gliniarza? Ten bydłak (zapomniałem jego nazwisko – wydaję mi się, że rybko) groził nam za każdym razem, gdy nas gdzieś złapano, pierwszą częścią jakiegoś artykułu, którego nigdy nie wypowiedział. Mówił: „Skończysz w więzieniu zgodnie z częścią pierwszą, gówniarzu.. Pójdziesz u mnie na Syberię, ścinać wielkie drzewa, kapitaliście amerykański”. Jedynym, który wydawał się jeszcze głupszy od niego, był grisha oberfield. Chociaż nie był zwykłym śledczym, tylko dzielnicowym, i to nawet nie z tamtej dzielnicy, i… No dobra – jebać go… On chyba i nie myślał o byciu w książce. Dość powiedzieć, że był jeszcze głupszy…
Co to było “Martowicza”? A ono i teraz tam jest – posterunek milicji odpowiedzialny za centrum miasta. Byłem tam kilka razy wcześniej i później – nie mniej. Nawiasem mówiąc, piękny plac o nazwie „Generalsza”, na którym spędziłem kilka lat swojego życia i gdzie testowaliśmy ten gówniany radziecki porto wine, należał do dzielnicy “armii czerwonej” (obecnie Łyczakiwsky). Ale pomimo tego, z jakiegoś powodu częściej trafialiśmy na “Martowicza”…

Gdzie jest teraz Wintya? Nie wiem. Może to był ostatni raz, kiedy go widziałem..
***

Nazwy komunistyczne i nazwiska ich “bohaterów” piszę z małej  litery. Dla czego? Bo mi się tak chcę – za waszym pozwoleniem.

Teraz – epopeja filmowa. Lviv o latach 80 i nie tylko..

 

Chapter two
ANOTHER BRICK IN THE WALL..

All in all, you’re just
another brick in the wall..

W drugiej klasie mój kolega z piłki nożnej i palenia papierosów w szkolnym podwórku, Serhij, powiedział mi, że jego starszy brat powiedział mu, że wkrótce wszyscy faceci będą nosić rozkloszowane spodnie i długie włosy.

Chłopak nie kłamał i bardzo szybko w modzie pojawiły się spodnie bez paska, z odkrytym zipperem i fasonem „na biodra”. Spodnie były obcisłe w biodrach i rozchodziły się w dół, zakrywając buty.

Fason dopełniały dwie naszyte z przodu kieszenie, takie – rozmiaru paczki papierosów. Były tak małe, bo po prostu nie było miejsca na większe.

Kolejnym tematem była kurtka – „Żyd niebieski”. Kurtka została wykonana z cienkiego nylonu i była niesamowicie miękka w porównaniu do radzieckich draperii. Ona była dwustronna – niebieska na górze i czerwona w środku, z białą gwiazdą z tyłu. Można ją było wywinąć i nosić na każdą stronę. To umożliwiało radykalną zmianę wyglądu w jednej chwili. A ponieważ byliśmy stale w centrum uwagi gliniarzów, było to dla nas ważne.

Dlaczego dostała taką nazwę?

Nie wiem – gwiazda była pięciokątna… No dobra – udaję, że nie wiem…)
Nawiasem mówiąc, spodnie były niezbyt wygodne. Lato. Siedzę w autobusie. Mój przystanek. A tut nie wiem skąd erekcja. No jak, nie wiem skąd – spodnie uzkie.. I nizkie w biodrach..  A na mnie biała krótka podkoszulka.. Trzeba wychodzić, a wstać jak?..)) Musiałem minąć swój przystanek. A co było robić?

Ten sam Serhij, w przyszłości znany piłkarz, zaprosił mnie kiedyś do siebie do domu – żebym posłuchał płyty brata, gdy ten gdzieś poszedł. Pamiętam, że to była „O, Mamie blue”. Krótko – byłem rozdarty.

A potem było “Yesterday”.. Później ktoś ze starszych melomanów Systemu powiedział, że to nie jest muzyka, tylko romans dla Słowian. Tak i napisał w swoich wspomnieniach. Nie jestem zaciętym “melomanem”, a „Yesterday” był i jest pierwszym hitem przez całe życie.

 

Coffee break..

W latach 90 jeden sztywny człowiek stworzył restaurację na końcu ul. Zelenoji. Spytałem się w niego:

Myślisz, to dobra lokacja – a kto zechce jechać, tak daleko?

– Te, którzy zależni ode mnie te i zechcą – odpowiedział ten mądry człowiek.

Z jakiegoś powodu, zrób my wygląd że nie wiemy z jakiego, Grand Opening zbiegł się w czasie z urodzinami właściciela – dlatego zostało wykonane w stylu shikardos. On zadzwonił do mnie i poprosił, żebym znalazł normalne światło i sound dla tej zabawy, bo z jakiegoś powodu nie ufał tym idiotom z lokalnej telewizji, których ktoś przywiózł do niego w celu zorganizowania święta. Oni mu się nie spodobali. Wizualnie.

Zgodziłem się. On dał mi dwóch chłopaków na “piątym BMW” i my pojechali w dół Zelenoji do Edika – znanego w mieście wypożyczalnika aparatury.
Edik był inteligentnym facetem z nie kupionym dyplomem konserwatorskim. On był chłopakiem adekwatnym, ale lubił dodawać sobie wartości i w ogóle nie umiał oceniać sytuację dookoła siebie. Oznacza to tylko to, że nie zawsze wiedział, jak ocenić, kto stoi przed nim i jak się z nimi  zachowywać. Najbardziej znaną jego tragedią było to, że wjechał swoim minibusem w tyłek “Mercedes 600”. “Mercedes” był nowy i biały. I był zaparkowany w pobliżu wejścia do Teatru Zankovetskoji. Na nim przywieźli córkę Pugaczowej na koncert. Widząc, że bagażnik i skrzydło są poważnie uszkodzone, Edik pomyślał, że nikt go nie widział i nagle uciekł. Ale nie z jego szczęściem. Ten accident i widzieli.. i najgorsze – widzieli ci, którzy lepiej by nie widzieli..

Ale stało się to później, i ja przy tym nie byłem, a na razie – pojechaliśmy po niego w piątym, granatowym “BMW”.

Zabieramy go z domu i wracamy do restauracji..

W samochodzie, z jakiegoś przestrachu, Edik zaczął portretować doświadczonego kryminalistę. Mało mu brakowało żeby zaczął mówić na slangu środowiska przestępczego. Taki – “uciekł z katorgi dwa dni temu i przyjechał do Europy”.

Jak to wyglądało? Jak w anegdocie:

W budynku, w którym mieszkają wyłącznie intelektualiści, jeden profesor uderzył się w po ciemku głową w drzwi i wypadło mu słowo „kurwa”. Od tego czasu był wśród sąsiadów uważany za autoryteta kryminalistycznego.

Chłopaki nie zwracali uwagi na autorytet Edika, bo byli zajęci swoimi. Jeden próbował kierować, jak wyprzedzić trolejbus, drugi nagle zahamował i zaproponował temu wyjść z auto. Wtedy, tuż przed samochodem, kierowca uderzył w nos tego, który próbował przymierzyć się do statusu starszego. Kto jest tutaj szefem – oni decydowali w taki sposób. Potem chłopaki ponownie wsiedli do samochodu i pojechaliśmy dalej.

Obraz złego gangstera zniknął z Edika w jednej chwili.
Przyjeżdżamy. W restauracji – easy chaos. Biegają w różnych kierunkach kelnerzy i barmani, upadają, wstają i biegają dalej. Wśród nich zajmują się różnymi głupstwami nie mniej różni dekoratorzy. Gdzieś za ścianą ryczą perforatory. Przygotowanie do święta w apoteozie.

Siadamy przy stoliku w kącie – ja, ten sztywny i Edik. Na stole kawa, koniak, papierosy.

Edika ponownie przełącza i on znowu próbuje nakręcić styl “trudnego faceta”.

Dlaczego nie jasne, ale Edik już nie trzyma się ramy.

On mruży oko, długo patrzy w zamyśleniu na kolano kelnerki i ogłasza swoją cenę:

– Pięć tysięcy dolarów.

Bandyta eksploduje jak nagazowany:

– Ile?!!

(Było to jedno z moich pierwszych zetknięć z pojęciem “kontrolowanej eksplozji” – później przydało się ono nie raz na moich życiowych drogach..)

– Ile?!!

Edik z jakiegoś powodu podnosi na mnie wzrok i mówi:

– No, może cztery i pół…

– Ile?!!!!

Edik:

– Cóż, jeśli usunąć stroboskopy, folowspoty, movingheady – to..

Dalej genialna fraza od sztywnego:

– Vasilij, nie jestem reżyserem, jestem rekietyrem. ILE?!!

Edik:

– No, dwie tysięcy..

– Chcesz powiedzieć, że chciałeś mnie rzucić za trzy kawałki..?

Edik już blady jak ściana, za której ryczały perforatory, styl „heavy guy” spadł do minus zera. Widzę, że zaraz nastąpi atak serca.  Mówię do sztywnego:

– Real price – cztery. Daj mu teraz dwie, a jak będzie bez ekscesów, to w końcu jeszcze dwie.

Edik dostał swoich cztery.

 

Starożytna mądrość wschodnia mówi: Nie sikaj!..! – co oznacza: bądź spokojny jak kwiat lotosu przed wejściem do Sanktuariumu Prawdy.

 

Siedzę sobie na placu Prusa. Podchodzi Vova Nazik – opowiadam mu o tym wypadku w restauracji. A on się śmieje i mówi:

– Wesoły chłopak.. Widziałem z nim parę trafunków.

– Też wesołych?

– Łysy  z facetami ukradli telefon komórkowy jego siostry, a on telefonuje i wyznacza im rendez-vous na Generalszi.

– Takie romantyczne? Z zimną bronią?

– Oni przyszli, położyli telefon na stole i Łysy mówi: telefon jest, ale chłopaki zrobiły robotę… chłopakom trzeba zapłacić… Na co ten mówi: jesteś kradującym? To jest twoja robota? A ja jestem reketierem. Moja robota wygląda tak – bierze telefon ze stołu i idzie sobie..

W tamtych czasach telefon komórkowy kosztował tyle, co zwykły motocykl teraz..

 

Po co ten coffee break? Do jednej frazy – Vasiliy, nie jestem reżyserem, jestem reketierem…

Ta fraza ilustruje słowo Wolność. On miał jedną, ja miałem drugą. Ale – Hipis, bo Wolność..

 

Oczywiście, że tej restauracji na Zelenij już niema. Gdzie jest teraz autorytetny reketier? Nie wiem – wydaje mi się, że w Kyjewi. Myślę, że na pewno jest biznesmanem.

Gdzie jest teraz Nazik? Nie wiem. Ale to nie ostatnie spotkanie z nim w tej książce.
I ogólnie – ten rozdział jest o szkole..

Co to było szkoła radziecka? To nauczyciele – gdzieś na jednym poziomie mentalnym z grishą oberfeldem. Nauczyciele, którzy zmuszali dzieci do analizowania i rozumienia wierszy dorosłych alkoholików, z których połowa zakończyła życie samobójstwem.

 ***

W tym czasie kiedy potencjalni komsomołowie uczyli na pamięć wiersz o radzieckim paszporcie, ja słuchałem The Beatles i to było niesamowite. Ale nie tylko ja. Nazwa tego zespołu była rzeźbiona na każdym szkolnym biurku. Być może, z wyjątkiem tych, którzy byli blisko nauczyciela – ale to nie jest pewne.. W kieszeni nosiłem kartkę wyrwaną z radzieckiego czarno-białego magazynu „Dookoła Świata” ze zdjęciem owłosionych ludzi z podpisem: „Hipisi robią sobie tatuaże”.
Zdjęcie było zrobione na jakimś session w San Francisko, ale dla nas to było jak na Marsie. Na ten moment ja już słyszałem o hipisach. Miałem wtedy przyjaciela na przezwisko “Long”, z którym od początku maja wcieraliśmy sobie w głowy radziecki “solidol” – nie pamiętam nazwy (coś na “wzrost włosów”).

Dlaczego tak? Bo mieliśmy trzy miesiące wolnego lata – we wrześniu w szkole włosy nam ścinali. Przymusowo. Związek radziecki to była jeszcze ta bzdura…
Bliżej wiosny, żeby nie ścinali włosy przed samym latem, stosowaliśmy różne life hacki – smarowaliśmy włosy briolinem (był to taki tłuszcz do stylizacji, podobny do wazeliny), dalej włosy układaliśmy do tyłu, owijaliśmy bandażem do szyi i to wszystko pod kołnierz.

A nauczycielom mówiliśmy, że gardło boli.

W tym czasie byli u nas z “Longem” dwie dziewczyny. Takie, jak w anegdocie:

W jadalni uczennica do sprzedawczyni:

– Cześć. Poproszę podwójną whisky z wodą sodową.

– Dziewczyno, to szkolna stołówka!..

– Och, przepraszam, zagłębiłam się w siebie.. Kompot, proszę..

Krótko mówiąc, rząd szkolny ciągle próbował obcinać nam włosy, a im wydłużać szkolne sukienki – bo były za krótkie jak na styl radziecki.

Bardzo miłe były dziewczyny – szkoda, że ​zgubiliśmy się wszystkie – każdy na swoich drogach życiowych..
Tego lata odkryliśmy dla siebie terytorium, na którym komunistów na kilometr kwadratowy było mniej niż zero. To był stary porzucony cmentarz – gęsto porośnięty cierniami, w których było wykuto wiele tuneli i labiryntów. W razie jakiego alarmu wystarczało wlecieć do tunelu – i byłeś w bezpieczeństwie. Znaleźć cię tam było nie możliwe. Oczywiście pod warunkiem, że wiedziałeś сo tam i jak. Spędziliśmy tam wspaniałe dwa lata. Może to śmieszne, ale pierwsza free love była na tym cmentarzu.

Więcej o tym cmentarzu?

Był on ogromny ­- od szpitalu psychiatrycznego do tego miejsca gdzie teraz stoi cerkiew Wołodymyra i Olgi. A z drugiej strony od centrum handlowego „Ocean” do skrzyżowania ulic Wołodymyra Welykogo i Kulparkiwskoji. Stacja benzynowa na rogu stoi tam, gdzie kończył się kiedyś cmentarz.

Wzdłuż muru szpitala psychiatrycznego, który kiedyś mieł nazwę Zakład, biegła wąska brukowana uliczka, którą nazywaliśmy Zakładową. Prawdopodobnie miała radziecką nazwę, ale jej nie znam. Tuż za ulicą Botkina stał nowy pięciopiętrowy budynek, w którym mieściła się poczta (teraz na jej miejscu jakieś cafe dla handlu tanim alkoholem. Takim.. z kategorii – pan sam sklepał).

Naprzeciw wejścia na pocztę znajdowała się brama cmentarza, a za niej starożytna greckokatolicka cerkiew. Jednego dnia siedziałem w mamy na poczcie i na własne oczy widziałem jak dwoma czołgami został zburzony ten chram. Kilka ludzi przyszli, aby temu zawadzić, ale natychmiast zostali aresztowani, ich spakowały do samochodów i powieźli w siną dal. Pamiątkowy krzyż o tej cerkwi, ustawiony w pobliżu centrum handlowego „Ocean”, stoi nie tam, gdzie ona była.

Współczesna ulica Wołodymyra Welykogo została przeciągnięta prosto przez cmentarz i ja to widziałem. Najnowszy pochówek, jaki tam znaleźliśmy był datowany 1902 rokiem.
Za murem cmentarnym znajdował się ogromny ogrodzony drutem kolczastym ogród owocowy. Należał do fabryki “Silmash” i był przez nich pilnie strzeżony. A potem z jakiegoś powodu ochrona została usunięta. I nikt o tym z jakiegoś powodu nie wiedział. Oprócz nas. Przez dwa lata kręciliśmy się wśród drzew owocowych, wiedząc, że nikt tu nie przyjdzie.

Free love trwała.

 

Następną zimą odważyliśmy się pójść do baru. Poszliśmy do „Szokoladki” – to było w podziemiu sklepu „Świtocz” na ulicy Akademicznij. W tym czasie najmodniejszy bar we Lwowie.

Właściwie, przytulna taka była “Czekoladka”. Nie wiem, dlaczego współcześni komuniści ją zniszczyli razem z tym sklepem. Chociaż we Lwowie, jak pisał poeta – na cmentarzu rozstrzelonych iluzji już więcej nie ma miejsca dla mogił. Idioci “wybrali” siebie burmistrza, takiego samego idiotę, a on buduje jak oszalały.

Nawet radziecki urzędnicy (a to też byli idioci nie mniej rafinowani) tylko raz pomyśleli o budowie w centrum historycznym. Z ansamblów architektonicznych nic nie zostało – każdy na swój sposób “udekorował” burmistrz…

Współcześni komuniści z burmistrzem w awangardzie budują jakby jakiś hemoroid nie dawał im żyć spokojnie. Gdyby wziąć wszystkie druty wiszące nad ulicami w centrum, z tego żelaza można by zrobić trzy wieże Eiffla.

Ale wróćmy do „Czekoladki”.

Staliśmy w kolejce przez poł godzinę (za komunistów było właśnie tak). Myślimy – wpuszczą/nie wpuszczą? Wpuścili. Usiedliśmy przy stole, zapaliliśmy papierosa – wygonią /nie wygonią? Nie wygnali. Zamówiliśmy alkohol… Wszystkim po 16 lat. Przynieśli. Pijemy koktajle – bohema.

Znasz koktajl “Idiota”? Nie? To bardzo proste – oto jego składniki: Delamain Pale & Dry X.O. Grande Champagne 25y.o. – 50 ml, Coca-Cola – 150 ml… Nu to nie zamawialiśmy takiego koktajlu. Bo go tam nie było i być nie mogło. Dlaczego nie było? Bo w związku radzieckim w ogóle nie było Coca-Coli…)))

 

Coffee break:

…lekarz taki przekonał Julię, że fluorografię robi się właśnie na telefon..

 

Nasza kierownik klasy (nie wiem czy jeszcze coś takiego istnieje) uczyła nas algebry. Prawdopodobnie algebra jej nie wystarczała, więc postanowiła walczyć o “radziecką moralność”. To było zabawnie, bo pani prufesorka była od nas starsza o 5-6 lat. Ale mimo jej młodego wieku.. Krótko mówiąc – zadzwoniła do rodziców naszych dziewczynek i powiedziała im językiem tangensów i cotangensów, że ich córki najprawdopodobniej wykształcą się na dwie kurwy małoletni, bo się skontaktowali z dwoma łajdakami i włóczą się z nimi po piwnicach i dookoła nich.

Tych łajdaków wybaczylibyśmy jej może, ale ż nie piwnicy, nie? Piwnicy to już było za dużo. Miejsc do spędzenia czasu nam nie brakowało. Ale jej szalona wyobraźnia komsomolska uparcie rysowała piwnice.

Następnego dnia idę do szkoły. Patrzę – moja Galya idzie w moją stronę i sukienka szkolna poniżej kolan. Nie wesoła.

Zapaliliśmy – z drugiej strony pierdoli Long. Przez chwile pędzluje Irka. Sukienka szkolna poza kolana. Na taką chamską inwazję na nasze terytorium my z Longem nie mogliśmy pozwolić. Po krótkiej przerwie kawowej umawiamy się na bunt bezlitosny. Wchodzimy do klasy. Hałas w klasie nagle cichnie. My z Longem w dżinsach, z wypuszczonymi spod kołnierza włosami i koszulkach z herbem USA. Dziewczyny w dżinsowych spódniczkach – takich – minus jeden centymetr – i oni automatycznie przekształcą się w szeroki pasek damski.
Nie wiesz, co to znaczy automatycznie? Kiedy twoja mama kurwa – to jesteś automatycznie kurwym synem. Kiedy twoja mama komsomołka w każdym razie to jesteś automatycznie kurwym synem ponownie.
Do klasy wchodzi pani prufesorka:

Dzień dobry, dzieci.

Klasa wstaje. Cztery siedzi.

Usiądźcie, dzieci.

Wszyscy siadają. Cztery wstaje.
Cisza absolutna. Twarz prufesorki przybiera kolor flagi radzieckiej. Prufesorka straciła głos. I nasza czwórka, w dwóch przejściach między biurkami, idzie w szyku, jak ci idioci na paradzie pod mauzoleum lenina, do drzwi.

Gdzie idziecie? – wyciska ona z siebie

Kto gdzie, a my do kina – mówię do niej głośnym szeptem, obracając głowę.

W klasie rozlega się ostrożny śmiech, a ja zatrzaskuję za sobą drzwi.

 

Może to tobie teraz wygląda naiwnie, ale to była radziecka szkoła… Okropna radziecka szkoła.

 

Następnego dnia zostałem wezwany do zastępcy dyrektora z roboty ideologicznej.

To była wysoka smukła kobieta na nazwisko Dyuk. Pewna siebie i siły partii komunistycznej, miała swoje własne metody reedukacji “dysydentów”. Jak to wyglądało? Przekręcała na palcu pierścionek z ogromnym rubinem i mówiła: chodź do mnie, ja cię mordę wybije, suka. I zwykle wybijała.

Wchodzę. Już od progu, bez opowieści o młodych pionierach, którzy rzucali się z łopatami przeciw czołgów, mówi do mnie słodkim głosem:

– Już wiem, że prowokatorem jesteś ty – zabiję cię.

Jednocześnie obraca pierścionek na palcu. Z miłym uśmiechem zaciskam w ręce pudełko zapałek i demonstracyjnie oceniam odległość do jej podbródka. Ona rozumie że teraz ma świetną okazję złapać tyłkiem podłogę i zadrać dogóry nogi prosto tutaj we własnym gabinecie.. Mam podświadomą myśl: może naprawdę położyć ją tutaj na podłogę prawym uppercut’em – o to by miała szkoła o czym dyskutować przez cały miesiąc. Ale co wtedy?  Gorodok… szkoła specjalna dla przestępców młodocianych…
Oczywiście, że nie uderzyłbym – chociaż komunistyczna, ale kobieta. No i siebie nie pozwoliłbym uderzyć.

Nagle widzę.. zainteresowanie w jej oczach… Byłem wtedy macho niedoświadczonym.

i really pierwszy raz zobaczyłem pociąg silnych kobiet do męskiej dominacji. To trwało kilka sekund, a potem krótkie – ochrypłym głosem:

– Jutro do mnie z rodzicami. Jesteś wolny…

 

Wychodzę na podwórko, siadam na szkolnym stadionie i palę papierosa. ­­Koń rozumie, że mną trochę trzęsie. Podchodzi Pavlik – sztywny chłopak, kilka lat starszy. Opowiadam o trafunku – on się śmieje. Wracać do szkoły dzisiaj już nie planuje. Ponadto Pavlik sugeruje wypić wina. Mam 16 lat, on 25. On ze swoim bratem-bliźniakiem Piotrem (nazywaliśmy ich Pietropavlovcy) są głównymi w tej dzielnice. Jeszcze rozumie że teraz wszystkie szkolarzy widzą przez okna z kim ja siedzę..

Pavlik staje się zrelaksowany od wina i robi mi VIP prezent. Mówi:

– Idź do Żyda, niech ci przepisze nowy “Nazaret”. Jest tam piosenka “Telegram” – zrozumiesz czym jest prawdziwa muzyka. Powiedziesz Żydowi – polecam mu to zrobić. Żyd to miejscowy gendlaż w tej dzielnicy. Przepisać z winylu na kasetę kosztuje w Żyda dwa ruble. Jakość nagrywania jest niesamowita, ale z tego powodu i kolejka do niego jest równie niesamowita. Ale – gdy powiedział Pavlik, to jest za darmo i tego samego dnia. Słowo Pavlika w tej dzielnicy jest zakonem.

Siedzimy z nim na tym stadionie – ciepły majowy poranek. Nad nami stoi latarnia, a na niej głośnik. A z głośnika – nie, nie “Telegram”, z głośnika – ” wiosna, miłość, komsomol”… Pavlik mówi:

– A co, Włączego, trafiłeś by w niego cegłą?

Trafiłem .. Mało tego – trafiłem za pierwszym razem. Głośnik został zgięty i zamknął się. Moi rodzice nie pójdą jutro do szkoły – dzisiaj zostałem wyrzucony.

***

Coffee break..

Pewnego dnia autorytatywny facet, którego znam, pyta:

– To tak wygląda, że hipisi wtedy przyjaźnili się z bandytami?

– No i jak się przyjaźnili.. Przyjaźnili się ludzi z ludźmi. Ludzi o tych samych preferencjach i poziomie rozwoju umysłowego. A kto wybrał dla siebie jaką drogę – jakoś tym nie przejmowaliśmy..

Może się zdziwisz – ale wyrażenie “zabić strzałę” poszło od hipisów. Być może zaskoczy cię to jeszcze bardziej, ale to hipisi zaczęli nadawać przezwiska przez miasto pochodzenia. Dla przykładu tak jak – Garik Ryzhsky lub Valera Magadansky. Teraz słowo hipster stało się modne. Tak siebie nazywaliśmy. Tylko hipster to nie brodaty koleś w obcisłych pomarańczowych czy czerwonych spodniach, ale człowiek, dla którego wolność jest celem życia. A mądrzy ludzie mówią, że brodaty facet, który zapuszcza brodę, żeby wyglądać jak kanadyjski drwal i żeby przypodobać się innym facetom, którzy zapuszczają brodę, żeby wyglądać jak drwali kanadyjskie, to nie hipster, to najprawdopodobniej banalny pederasta…

 ***

Szkół zmieniłem wiele, nie ma co o nich powiadać. Jeśli chcesz wiedzieć, czym to była radziecka szkoła, po prostu włącz „Pink Floyd” – „The Wall”.

Chyba że… – tylko jeden zabawny przypadek…
Około miesiąca przed ostatnim dzwonkiem do klasy wchodzi szkolny “komsorg”. Taki jest, jak mu się wydaje, przystojny i wylizany. Cały tobie fridrich lenin. Jest pewny siebie i swojej przyszłości – obiecano mu już stanowisko instruktora w komitecie okręgowym komsomołu. I wszystko jest z nim w porządku, ale teraz starsi towarzysze znaleźli w jego pracy, jak oni mówili, “projob”. Nie wszyscy w powierzonej mu szkole są członkami komsomołu i trzeba to pilnie poprawić. Bo oni muszą napisać raport do komitetu okręgowego KPZR, a bez tego to nie będzie wyglądało tak jak by się chciało…

W całej klasie poza mną i Longem nie należał do komsomołu jeszcze jeden cichy chłopak – jego nazwiska już nie pamiętam. On nie był komsomolem z religijnych powodów.

Ten “komsorg” kładzie na biurku przed każdym z nas kartkę podania o przyjęcie do wlksmu, a sam stoi siebie przy oknie i naśladując jakiegoś pudla castro, a może kim ir sena jakiegoś – udaje, że w zamyśleniu patrzy w błękitną dal…

Ta cała ahineya dzieje się na zajęciach z literatury.

Nauczycielka – urocza Maria Demyanivna – była naprawdę utalentowaną nauczycielką. Podobały mi się jej lekcje. Była mądrą i profesjonalną. A nie jak typowy radziecki nauczyciel z anegdoty:

Dzieci, gdzie trafimy, kiedy przewiercimy Ziemię na wskroś?

– Do kliniki psychiatrycznej, Marja Iwanowna!…

Cóż – Maria Demyanivna czeka, kiedy ten bydłak zabierze się z klasy, żeby kontynuować lekcje która została przerwana, a my siedzimy nad tymi kartkami podania.

Zarówno Long, jak i ten cichy chłopak napisali ten “dukument”. Long powiedział, że i tak w wojsku będzie zmuszony. Ten polizany podchodzi do mnie – ankieta jest pusta i on unosi brwi w niemym pytaniu.

A ja już na to czekam. Wtedy nie znali słowa trolling, ale niektórzy potrafili trollować nie gorzej niż teraz. Patrzę mu w oczy. I z nieskrywanym szyderstwem mówię:

– Wiesz pan, to jest bardzo ważny krok w życiu młodego budownika komunizmu i jest mi bardzo potrzebna konsultacja z rodzicami i rodzicami mojej żony…

Marii Diemjanowni zabrakło powietrza:

– Mykoła, jesteś żonaty???

– Jeszcze nie, ale wszystko zmierza ku temu, bo koleżanka z klasy jest w ciąży, a ja jestem porządnym człowiekiem…

Ona, w przeciwieństwie do początkującego lidera, nie zrozumiala mojego humoru i tylko wydusiła z siebie:

– Mój Boże, dzieci bawią się dziećmi…

A ten bydłak spojrzał na mnie, wziął kartkę i cicho wyszedł z klasy.

Był on na swój sposób napompowany. Wychowywała go babcia-komunistka. Bajki mu czytała, kiedy był dzieckiem. Taki:

 – Leci, znaczy Wąż Gorynych po niebie i krzyczy wściekle…

– Babciu, jak to jest – wściekle?

– Nu tak – e he hej, job twoju mat

 

Jeszcze jedno spotkanie z nim odbyło się w posterunku kgb. Znajdował się naprzeciwko opery i był nazywany kwaterą główną drużyny komsomolskiej. Ale o tym poniżej… a teraz:

Galicyjska piosenka ludowa:

A Miśko ten był komsomolcem,

On rzucił się z szuflą na czołg.

A czołg ten się trafił żelazny

I biednego Miśka zatowk..

Chór:

Stoi na skraju lasu mogiłka mała…

To wszystko zrobiła wojna…

 

Ostatni dzwonek i finita. Przedostatni “obowiązek” przed związkiem radzieckim już w przeszłości. Zostało ostatnie – wojsko radzieckie, ale kto by o tym pomyślał na początku czerwca. Włosy nie ścięli i oni wyjęte spod bandaża już tak naprawdę schowali pod sobą uszy.

Chapter three..
DZIADEK..

I guess I’ll always be
A Soldier of Fortune..

Miłe z europejską architekturą przyjemne miasto. Miasto moich snów. Tutaj jeszcze nie zniszczony lokalnymi radzieckimi komunistami, a potem burmistrzem (homoseksualistom z dewaluacji w dupie i dewiacjami w głowie) centrum miasta. Tutaj jeszcze jest dużo drzew. Tutaj myją chodniki codziennie o 5 rano. Po to w każdej budowli instalowano jest specjalny kran z wężem. Krawężniki chodników wciąż jeszcze są malowane białym wapnem. Każdego rana każdego dnia. Takim był Lviv mojego dzieciństwa. 

Dlaczego napisałem tę książkę?
Słynny lwowski hipis Alik zaproponował mi napisać moje wspomnienia o ludziach Systemu. (Ludzie Systemu – tak nazywali się hipisi na terenie związku radzickiego). Zapytałem, dlaczego. Na co odpowiedział: Zbieram wspomnienia, aby wydać je jako osobny Almanach.Poprosiłem o przeczytanie tych, które są już gotowe. Przyniósł. Przeczytałem. Zdziwiłem się, widząc, że w tych wspomnieniach w ogóle nie wspomniano o kultowych postaciach tamtych czasów.
Potem zacząłem pisać. A kiedy zacząłem, to dawałem znajomym przeczytać to, co napisałem, aby zobaczyć ich reakcję. Reakcja mnie zaskoczyła. Usłyszałem: “po co robisz z niego bohatera romantycznego. On zdechł jak pies na asfalcie.” I to jeden hipis o drugim… Zdałem sobie sprawę, że już wtedy musiał być jakiś konflikt osobisty, i ta złość kipi do dziś. Dlatego piszę tutaj tylko to, co widziałem na własne oczy…
Krótko mówiąc – wspomnienia nie pasowały redaktorowi almanachu. Redaktor kiedyś był całym członkiem komsomołu, a komsomołowie, jak oni sami mówią – byłymi być nie mogą. Dlatego polecałem mu redagować o mauzoleum lenina i postanowiłem opublikować te wspomnienia w osobnej książce. Warto zauważyć, że nie byłem hipisem w klasycznym znaczeniu tego słowa. Pacyfistom – tak. Ale takim – którzy zna, że dobroć musi być z Coltem kalibru 45..

Jednego razu, kiedy “Long” i ja byliśmy w słynnej „Wirmence” (starej lwowskiej kawiarni dla hipisów), podeszli do nas dwa łajdaczyny. Podeszli złożyć jakieś reklamację. Byliśmy długowłosi. A oni próbowali portretować kryminalistów. I wyglądało im na to, że za nas nic im nie będzie od gliniarzów, bo my “wragi naroda” (to był taki stały wyraz, który znaczył wrogi ludu”). Bez wstępów patetycznych powycieraliśmy nimi podłogę, a o głowę jednego z nich “Long” połamał swoją gitarę. W ten moment z okna na drugim piętrze jakaś stara komunistyczna kurwa potężnie startowała z wrzeskiem – Milicja!!! Kudłaci biją ludzi!!! Milicja!!! Czy było “Long’u” przykro z powodu tej gitary? Tak, bo ona kosztowała pieniądze, a on nie był aż tak bogaty. Czy mógł on tego nie robić? Mógł. Ale wtedy nie mógł by powiedzieć chłopakam na “Generalszi”: wiesz, połamałem moją gitarę o jego durną głowę..

Szczerze mówiąc, takich jak my było w tamtych czasach niewielu. Myślę, gdybym wtedy znał słowo Crusaders, to zrobiłbym sobie takie tattoo.. Chociaż – jeszcze nie wieczór..
***

Gdzieś w wieku około pięciu lat, poszedłem z babcią do lasu. Szliśmy wzdłuż ulicy. Akurat tylko nauczyłem się czytać i czytałem na głos wszystko, gdzie było chociaż trochę liter. Czytam – «ulica utyonkina» … Pytam: Babciu, kto to jest utyonkin? Babcia rozejrzała się i powiedziała: Wyjdźmy za wieś i ci powiem, a w ogóle – to był taka kurwa radziecka… (quote)
More detailed kim są komuniści powiedział mi mój dziadek. Miałem iść do pierwszej klasy, a on, zdając sobie sprawę, że tam zostanę sam na sam z systemem komunistycznym, powiedział mi, jak mam sobie radzić z tymi idiotami.
Gdybym miał opisać mojego dziadka w dwóch słowach, wybrałbym – siła i spokój. Był absolutnie szlachetny i jednocześnie – nie wyobrażam sobie, żeby mógł nadstawiać prawy policzek przed kimkolwiek. Prawdę mówiąc, nie pozwoliłby nikomu nawet dotknąć i swojego lewego policzka. Zostałem nazwany jego imieniem. Więc muszę być tego godny.
Nie lubię stać i czekać na kogoś. Jestem przyzwyczajony do kucania. I ten zwyczaj pochodzi też od mojego dziadka. Nawet jeśli w pobliżu jest ławka. Nawet na ławce… Jak byłem mały i miałem jakąś aferę, to uciekałem od wściekłej mamy do dziadka, który zwykle palił przy ławce i na pełnych obrotach waliłem głową w jego brzuch. Jego ręce zamykały się za mną i wtedy już mi nikt nie obchodził – uciekłem. Czułem się tam nietykalnym. Nigdy nie słyszałem, żeby na kogoś podnosił głos. Po prostu – siła i spokój..
Mój dziadek zawsze miał konie. Parę dużych półdzikich koni bojowych. Skąd ta pasja do jazdy konnej? Przed II wojną światową był kawalerzystą. Jak swobodnie czuł się podczas jazdy? Był w escorcie Szeptyćkogo. Na białym koniu.. Jak myślisz – swobodnie?
Mógł dogadać się z końmi nie gorzej niż z ludźmi. Rozumieli go bez słów. Lubili mnie, chociaż się ich bałem. Dlaczego się bałem? Ojciec mi opowiadał: w czasie II wojny światowej w domu zamieszkał niemiecki komendant – mój dziadek znał bardzo dobrze niemiecki. Konie chodziły swobodnie po podwórku – niemcy ich nie skonfiskowali, bo jedyną osobą, której byli posłuszni, był mój dziadek. A zdając sobie sprawę, ile wysiłku włożono w ich szkolenie, niemcom nawet nie przyszło do głowy o zabiciu ich na mięso..
Kiedy mój ojciec był dzieckiem, nie wiedział tego wszystkiego. Podszedł do konia, który ugryzł go w wargę bez zastanowienia. Tyle krwi – tyle krzyku. Komendant wybiega, blednie i krzyczy: natychmiast do szpitala! Potem wychodzi dziadek, bierze z siodła apteczkę, wyciąga igłę i nitkę.. Tak – bez znieczulenia. Tata miał trzy lata.. Pamiętasz, jak się czułeś, gdy twoje 3-letnie dziecko miało temperaturę 37-38 C?..
Kiedyś dziadek zapytał: – Czy wiesz, jak odróżnić klaczy od ogiera? Klacz nigdy nie pozwoliłaby się pogłaskać, gdy w pobliżu jest ogier.
Tacy byli ludzie, takie były konie..
Mój dziadek miał przyjaciela. Nie pamiętam jego imienia. Dziadek nazywał go Frankiewiczem. Jakimś cudem obaj zostali złapani podczas nalotu na targ w Milatynie. Zbliżał się koniec wojny, ale takie naloty były przeprowadzane regularnie w celu uzupełnienia armii czerwonej. Nie ma co dużo opisywać – dziadek i jego przyjaciel w kolumnie takich samych złapanych dotarli pieszo do Pragi. W tym momencie skończyła się II wojna światowa i pomaszerowali z powrotem pieszo. Sto dni – dzień po dniu. Pytam:
– Dlaczego nie mogliście uciec po drodze?
– Moglibyśmy spokojnie, ale pomyśl – kiedy jeszcze miałbym okazję wybrać się na pieszo do Pragi?
– I z powrotem..
– Cóż.. w drodze powrotnej jechaliśmy trochę autostopem..

Ale to nie koniec historii. Dziadek wrócił, a babcia pobiegła do sklepu kupić “horilkę” na świąteczny obiad. Kiedy jej nie było, dziadek położył się, żeby odpocząć i zapalił papierosa. Tak – dom spłonął. Mieszkali przez dwa lata u swoich sąsiadów. Tam się została jedna babcia, pozostały były zesłane na Syberię… W tym czasie mój dziadek wybudował nowy dom..
Chcesz powiedzieć coś o szkodliwości palenia? Paliłem, palę i będę palił, a mój dziadek palił do ostatniego dnia.. Kiedy zmarł miałem 14 lat i po raz pierwszy zapaliłem papierosa w obecności rodziców.

Kiedy mój dziadek “pracował” jako kawalerzysta, oni mieli letni poligon w pobliżu wsi Ripniv. Co oni tam robili? Przeskakiwali na konie przez rowy, rąbali winorośle szablami w galopie i tak dalej. Tam dziadek spotkał babcię. Tam urodził się i umarł Jan Metełyk. To taki ciasny świat..
Moja babcia też nie była taka prosta. Był tam jeden chłopak na pseudo “Kholod”. Miał kryjówkę w lesie na Korczunku. Pod koniec został w lesie sam. Jego towarzysze byli stopniowo niszczeni przez komunistów – niektórzy byli przeławiani, niektórzy przekupywani, ktoś został zabity. Zniszczyć jego im się nie udało w żaden sposób. Komuniści i «jastrebki»robili naloty za nalotami do lasu, żeby go złapać. Ale nie mogli. Kim byli te «jastrebki»?  Bylitо – oddziały bojowe KGB, zebrane z miejscowych zdrajców (szczurów). Wśród nich byli wiejscy członkowie komsomołu, ale byli również i niektóre banderowcy, którzy zgodzili się «współpracować» z władzą radziecką. Już oni to znali ten las, jak nikt inny – i nic.. Jak to wyglądało? Frankiewicz opowiadał, cytując “Kholoda”, którego znał równie dobrze jak mojego dziadka:
Do obławy we wsi zebrano oddział «jastriebków». Wieczorem pójdą do lasu. Po drugiej stronie lasu w Mylatynie przygotowuje się do obławy zonder drużyna «smiersz». Oni zostały przywiezione specjalnie po to, by zniszczyć “Kholoda”. Było to utrzymywane w tajemnicy. Wieczorem i te, i tamte poszli przeczesywać las…
“Kholod” opowiadał: śpię w gnieździe na drzewie, bo noc jest gorąca. Nagle słyszę strzały i potem krzyki, alarmy – Hurra!!! Naprzód!!!… Pode mną cała bitwa – walczą nie na życie, ale na śmierć. I krzyczą jeden do drugiego – Kholod, poddaj się!!! Jesteś otoczony!!!…
Tę bitwę wygrał «smiersz».  Nie było to dla nich trudne, bo mieli karabiny maszynowe dużego kalibru przeciwko prostych karabinów, który mieli «jastrebki». Stracili tylko dziesięć osób, podczas gdy «jastrebki» straciły prawie wszystkich. Jak w anegdocie:
Walczyli między sobą pijany nauczyciel nauki o pracy I nauczyciel wychowania fizycznego. Wygrał nauczyciel nauk o pracy, bo karate to jest karate, a młotek to jest młotek..
Co to było smiersz? – (śmierć szpiegom) – jednostka kontrwywiadu komisariatu obrony ZSRR.
Pewnego dnia przeszliśmy z dziadkiem przez cmentarz. Widzę groby z powalonymi krzyżami i z uszkodzonymi zdjęciami. Pytam – co to znaczy? To są groby tych «jastrebków» – odpowiada dziadek – ich krewni odnawiają te zdjęcia, ale po kilku dniach zdjęcia znowu są zepsute…
Babcia była obok “Kholoda” jak gdyby teraz powiedzieli – specjalistą z public relations. Ktoś we wsi mógł o tym nie wiedzieć, ale większość była tego świadoma.
O utyonkinie opowiedział mi też dziadek. Skończyła się wojna, komuniści stworzyli «kołchozy», ale i tutaj dziadkowi nie skonfiskowano koni – bo szkolono je tylko do powalania i gryzienia wszystkich oprócz właściciela. Cóż, jaki szczery kołchoźnik potrzebuje czegoś takiego..?
W ojca została blizna w kształcie krzyża na górnej wardze. On i ja jesteśmy oznaczeni – mam bliznę na dolnej. On ma od konia, ja mam od komsomołu. Ale o tym poniżej..
Co to był kołchoz? Kołchoz – to taka komunistyczna bzdura, jak izraelski kibuc, gdzie cała własność “należy” do kolektywu.
Pytam:
– Dziadku, więc kim był ten utyonkin?
– To był dowódca czerwony.
Był modny z rewolwerem chodził. Kiedyś przyszedł do nas skonfiskować naszą krowę do kołchozu. Babcia odmówiła i powiedziała:
niemcy nie zabrali,
і ty też nie zabierzesz. To jest moja krowa. A on odpowiada –teraz nic nie jest twoje, wszystko należy do kołchozu. A jeśli nie zmienisz zdania, wyślę cię do obozów zagłady na Syberii w ciągu trzech dni. A babcia mu: nie możesz wiedzieć, gdzie sam będziesz za trzy dni… I to w obecności świadków…
Wieczorem ten komisarz postanowił udać się do wsi Rypniw. Zabrał Wasyla z końmi i pojechał drogą w pobliżu lasu. (Wasyl – mój przyszły ojciec chrzestny, który za tę podróż odsiedział dziesięć lat w więzieniu w prokopiewsku w obwodzie kemerowskim).
Jechali wzdłuż lasu. Komisarz zachowywał się modnie – karabin maszynowy na kolanach – cały tobie Goyko Mitich.
Nagle z krzaków wychodzi “Kholod” z rękami w kieszeniach, niemieckim papierosem w ustach (Frankiewicz dodał tutaj więcej szczegółów i powiedział, że Kholod” palił Camel” bez filtra..) i mówi: – spadaj, komunisto. Dotarłeś już do celu. Ten posłusznie zostawił naładowany karabin na wózku i poszedł… A “Kholod” powiedział do mojego ojca chrzestnego: po co tu zostajesz? Zawróć swój wózek i wracaj. On dalej nie pójdzie..
Więc mój ojciec chrzestny wrócił do wioski z tym karabinem na swoim wózku. A za trzy dni wyjechał na dziesięć lat do obwodu kemerowskiego. A na rano zobaczyli utyonkina wiszącego na linie w pobliżu wejścia do rady wiejskiej… Ludzie szli do cerkwi i zasłaniali dzieciom oczy, przechodząc obok.

A moja babcia miała szczęście. Choć była pewna, że już nigdy nie zobaczy Ukrainy..
***

Więc o czym ja mówię?
Mówię o hipisach, małym świecie i Janie Metelyku.. Był klasycznym hipisem – zero agresji. Kuzya Hadiukin napisał teksty piosenek, zainspirowany Janem. Jan mówił w życiu codziennym jak „Hadiukiny” w swoich piosenkach.
Nie widywałem go często. Byłem włóczęgą zaciekłym i nie miałem ani ochoty, ani powodu ciągnąć go ze sobą od posterunku do posterunku. Więc tylko kawa od czasu do czasu i pogawędki o muzyce i włóczęgach. Ostatni raz widziałem go w Tallinie w hipsterskiej tawernie o nazwie “Wróbel”. Wypiliśmy kawę, a potem jak zwykle gdzieś mnie poniosło.. Chciałem zobaczyć zatokę, w której odbywały się regaty. Siedzenie w jednym miejscu przez długi czas nie leży w mojej naturze. Znajoma mówi: ach, koń już uderza kopytem – Kolia nie może usiedzieć na miejscu..
Powiedziałem Janowi, że będę tam wieczorem, ale zamiast tego wylądowałem w Kownie. O Kownie poniżej, a tutaj..
Czytałem w czyichś wspomnieniach, że Jan był zachłanny. Że mógł przyjść na czyjeś urodziny i dać w prezencie główkę czosnku.. To nie była zachłanność, po prostu był bardzo biedny. W jego przypadku nie był to grzech. Po prostu starał się zrobić wszystko, co mógł, z tym, co miał…

Jan był prawdziwym Hipisem – powodzenia, Niebiański Włóczęgo /R.I.P./

&&&&&&&&&&

Майк Новосад. “Хіпстер..” Видавництво “EuropeLiberal..” 2021.

В інтернет магазиніКнигарня Є

Київ:
вул. Толстого,1
вул. Лисенка,3
вул. Спаська,5
(“Книгарня Є”)
Львів:
проспект Шевченка, 8 (Книгарня НТШ)
проспект Свободи, 7
пл. Міцкевича, 1 (готель ”Жорж”)
проспект Шевченка, 8
вул.Стрийська,30 ТРЦ “King Cross Leopolis”
(“Книгарня Є”)
вул. Федорова, 4 (“Книгарня на Федорова”)
вул. Володимира Великого, 34. Центр української книги.
пл. Ринок, 3 “Книгарня #1”

Майк Новосад. “M&M, або Хроніки Семи Перпендикулярних Ліній..”Видавництво “EuropeLiberal..” 2020.

Придбати можна на офіційному сайті видавництва..

В інтернет магазиніКнигарняЄ

Не подобається електронна комерція? Можна в звичних книгарнях:

Київ:
вул. Толстого,1
вул. Лисенка,3
вул. Спаська,5
(“Книгарня Є”)
Львів:
проспект Шевченка, 8 (Книгарня НТШ)
проспект Свободи, 7
пл. Міцкевича, 1 (готель ”Жорж”)
проспект Шевченка, 8
вул.Стрийська,30 ТРЦ “King Cross Leopolis”
(“Книгарня Є”)
вул. Федорова, 4 (“Книгарня на Федорова”)
вул. Володимира Великого, 34. Центр української книги.
пл. Ринок, 3 “Книгарня #1

 

Майк Форестер – “Трабл Shooter, або Характерник..”
Видавництво “EuropeLiberal..” 2023.

Придбати можна тут:
Smashwords
Apple
Rakuten Kobo

Прочитати можна тут:
Buymeacoffee

Або на халяву тут:
Скорочена версія

Преображенська

Преображенська

Domini Canes

Domini Canes

Архіви